piątek, 29 stycznia 2016

Autostop 1., Dzień 11. Wiedeń - Brno/Hitchhike 1st, Day 11th, Vienna - Brno



 [cześć przygodo!]
[hello adventure!]

Dzień 11., 22.07.2015, środa
Day 11th, 22.07.2015,  Wednesday
Start: Wiedeń, Austria
Start: Vienna, Austria
Koniec: Brno, Czechy
Finish: Brno, Czech Republic
Dystans: 134 km
Distance: 134 km








Trochę się zasiedziałyśmy. Śniadanie było dobre, Wiedeń całkiem fajny, ale... po Wenecji jakoś 
tak wszystko wydawało się mało imponujące. Do tego mnie w serduchu ciążyła już świadomość, że to jest wracanie. Pokręciłyśmy się, przeszłyśmy koło domu Mozarta, popatrzyłyśmy dokoła, w górę i na dół. Dorwałam kilka fajny zdjęć tych cudnych świateł na przejściach dla pieszych - tych z zakochanymi parami. I hush! Wcale nie skusiłyśmy się na kebaba!
We were running late. Breakfast was good, Vienna quite pretty, but... after Venice everything seemed to be a little bit less impressive. Additionally, there was that heavy awareness in my heart it's going back already. We walked around, passed by Mozart's house, looked up and down. I took few photos of those awesome street lights with couples in love. And hush! We didn't eat kebab at all!

W drogę ruszyłyśmy późno. Słońce wisiało nad miastem otulając wszystko ciepłymi kolorami. Miejscówka była koszmarna, nikt się nie chciał zatrzymać, ale w końcu znalazłyśmy człowieka na parkingu. Podwiózł nas kawałek. 
It was already late when we set off. The sun was low, shining this beautiful, warm light. The spot was awful, nobody wanted to stop but finally we found a decent human being on the parking lot. He gave us a ride to pass the city.

Znalazłyśmy się nie wiadomo gdzie, ale na lepszej drodze, niż byłyśmy. Tutaj nie czekałyśmy dlugo, nawet plecaków nie zdążyłyśmy dobrze ułożyć na ziemi, jak podjechał jeden z tych szpanerskich, wypasionych aut. W środku, jak się później okazało, trzej albańscy młodzi mężczyźni, z których w sumie tylko z jednym trochę porozmawiałyśmy, poza tym słuchałyśmy albańskiej muzyki (super jest!) i pędziliśmy na łeb na szyję.
We got I-don't-know-where, but it was better place than before. Here we didn't wait long, our backpacks even didn't touch the ground when another car stopped, one of those super cool y'all-should-be-envious cars. Inside - three, as it turned out to be, Albanian young men, with whom we didn't speak much besides one, we listened to Albanian music (I liked it a lot!), and drove faster than the wind.

Tu ja zaliczyłam cudną wpadkę, chcąc wytłumaczyć że mam znajomą, która jest z Albanii, a oni zrozumieli, że mam dziewczynę. Huh... Trochę śmiechu, trochę zawiedzionych nadziei. Nope, dziewczyny nie mam. Przykro mi. 
Here was where I had a bummer when I tried to say one of my friends who is a girl is from Albania, and they understood I have a girlfriend (like a partner). Huh... Laughter and broken hopes. Nope, I do not have a girlfriend. Sorry.

Chłopaki wyrzucili nas na granicy czeskiej. Słońca już nie było, niebo ciemne, ale tutaj nie było trudno. Trochę próbowałyśmy wzbudzić litość u państwa odpoczywających na parkingu, ale zanim nasze niewinne manipulacje zaczęły działać, zatrzymała się nam cieżarówka. A w ciężarówce kto? Nikt inny jak chłopak z tej samej miejscowości, co Daga! 
Guys dropped us of on Czech border. The sun was already behind the horizon, but it wasn't a difficult place. There were a couple going past Brno with whom we tried to talk and make them pity us, but before it worked, a truck stopped. And who was in the truck? No one else but a boy from Daga's town!

Woah. Niby mogłyśmy od razu jechać, ale... Czemu nie zatrzymać się w Brnie na chwilę (i nie wypić najdroższej kawy w życiu...)? Do Brna dojechałyśmy późno. Z braku waluty jechałyśmy tramwajem na gapę, spałyśmy u Turka z couchsurfingu, znalezionego trochę przypadkiem. Już, już fajna pogoda się kończyła. Pogoda i ta przygoda.
Woah! We could have went directly to Poland, but... Why wouldn't we stop in Brno for a moment (and drink probably the most expensive coffee in our lives...)? We got there late. Lacking the right currency, we took a tram without paying for tickets, slept at one Turk's from couchsurfing place, whom we found bit by accident by the way. The nice weather was almost over. As over as our adventure.

No, nacieszcie się zdjęciami!
Hey, enjoy the photos guys!





















[A tutaj na rosyjską modłę - zdjęcie z kebebem xD] 
[And here as Russian fashion demands - a photos with kebab xD]

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz