sobota, 28 września 2013

Wilk politycznie: Kobieta nie jest definiowana przez...

Znajomy wrzucił na wszechobecnego fejsbooka linkę do czegoś, co traktuję jako projekt artystyczny. Kilka ładnych obrazków kobiet wykonanych akwarelą a przy każdym z nich mądre zdanie, które głosi prawdę o tym, przez co nie powinniśmy postrzegać kobiety, przez co nie powinniśmy jej definiować.

Między innymi dowiaduję się, że nie powinnam się definiować przez kolor skóry, przez moją rolę społeczną, przez sposób, w który zdobywam pieniądze, przez moje ciało i sposób ubierania się, przez orientację seksualną etc. Z drugiej strony autor postanowił też powiedzieć, co kobietę może określać. I wymienia parę pięknych, romantycznych ogólników, które dla każdego mogą mieć inną wartość, jak godność z którą nosi swoje szramy, śmiech, miłość.

Pięknie, tylko mnie już od tego głowa boli.

Dokoła słyszę, co jest właściwie a co nie. Jak traktować innych a jak nie. Jak postrzegać siebie. Jak samą siebie kochać i akceptować. Zasady i reguły, powinności, prawidłowości, znaki drogowe do jakiegoś utopijnego nieba, w którym wszyscy są szczęśliwi i wszyscy się kochają. Próbuję uważać na wszystkie, które wpadną mi w oko. Ach! Zapomniałam dodać, że spora część z nich się wyklucza.

Częściowo znalazłam swoje rozwiązanie: kiedy zbyt ciężko jest mi znieść rzeczywistość, po prostu zamykam się w swoim pokoju i robię biżuterię. Odcinam się. Uciekam. Ignoruję problem.

Tylko... że ja bym chciała być definiowana przez to, w co się ubieram. Nie po to każdego ranka wkładam wysiłek dobrania do siebie ubrań tak, żeby w jakiś sposób mnie wyrażały. Nawet jeśli się wydaje, że wyciągnęłam z szafy rzeczy w całkowicie przypadkowy sposób, w bardzo nielicznych przypadkach będzie to prawdą. W moim dress code wysokie szpilki oznaczają elegancję i kobiecość. Jeśli w Twoim mówią, że jestem dziwką, to chyba posługujemy się po prostu innymi słownikami.

Chciałabym  być definiowana przez muzykę, której słucham. Przez pracę, którą wykonuję. Przez rolę społeczną, którą przyjmuję. Przez tysiące rzeczy, które robię z mniejszym lub większym zamysłem. Nawet przez to, jak trzymam za rękę swojego partnera lub partnerkę. Przez to, jak całuję.

Wydaje mi się, że problem nie tkwi w określaniu i kategoryzowaniu drugiego człowieka. Wszyscy mamy potrzebę przynależności, bycia częścią jakiejś grupy, jakiejś całości. Wpasowywania się w większy wzór. Samo kategoryzowanie nie jest złe. Trudna jest tylko inna część tego procesu: wykluczanie, marginalizowanie, stereotypizacja wynikające z określonych kategorii. Banalne, społeczne uproszczenia, które mogą być bardzo krzywdzące. Które odcinają człowieka od człowieka. Zamykają nas przed sobą nawzajem i nie pozwalają się słuchać.

Definiujmy się, określajmy się nawzajem poprzez wszystko to, co przyjdzie nam do głowy. Nie ma w tym nic złego. Ale dawajmy drugiemu człowiekowi wolność. Nie ograniczajmy go, ponieważ wybrał taki a nie inny sposób. Próbujmy być tolerancyjni i nie krzywdźmy się nawzajem.

Nie piszę, żeby kochać każdego. Po prostu, żeby każdy mógł żyć i oddychać, szukać szczęścia według swoich potrzeb. O ile nie ogranicza i nie niszczy szczęścia kogoś innego poprzez swoje działanie.

środa, 25 września 2013

[Warszawa] EVS Hotspot


EVS to inaczej European Volunteer Service. Świetna sprawa, jeszcze fajniejsza przygoda. Sama EVSem nigdy nie byłam, natomiast z EVSami pracowałam w Turcji i jakimś cudem udało mi się dostać na trening Hotspot.

Tak Was zapraszałam moim koślawym angielskim:


Ogólnie działo się dużo. Szczególnie chodzenia. Uczyliśmy się też robić na drutach bez drutów, w sensie, za pomocą palców. Pomysł niejakiej natchnionej Barbary.

Ogólnie inicjatywa była częścią większego projektu. Podobno młodzi ludzie w Polsce nie mają przestrzeni do pielęgnowania swoich pasji. Dla mnie to nie tak, że nie mają. Raczej nie mają okazji do poszukiwania pasji. Nie stwarza im się przestrzeni do próbowania, testowania nowych możliwości. Nie czują się na tyle bezpiecznie, by eksplorować.

Projekt ogólnie rzecz biorąc w pewien sposób trochę się nie udał - młodzi ludzie nie skorzystali z okazji i do nas nie dołączyli. Warsztaty w większości się nie odbyły przez brak uczestników, dyskusja na temat młodzieży wydała mi się lekko wymuszona, aktywności wieczorne sprawiły radość.

Natomiast, zaczęłam się zastanawiać, dlaczego to nie zadziałało. Co sprawiło, że tak mało osób się przyłączyło do naszej zabawy? Co zatrzymało innych, przed podzieleniem się z nami czasem. Nie sposób jest każdego wziąć za rękę i pokazać, że to jest fajne i miłe, i dużo daje.

Chociaż, jak tak patrzę  na siebie sprzed roku, pewnie sama nie wzięłabym udziału w takim czymś. Ze strachu. Z obawy.

Dużo się w trakcie roku potrafi zmienić.

A teraz trochę zdjęć:




 Było też robienie na placach zamiast drutów, jak widać. Zaczęliśmy w bibliotece, ale nas wygoniono. Nie sprawialiśmy żadnych kłopotów, po prostu sobie staliśmy i pletliśmy, aleee... Jak widać, to co niecodzienne budzi opór.

Wiedzieliście, że  w Warszawie na bibliotece są takie piękne ogrody?

 Cztery piękności, a co! ^^

 A ten kudłaty i czarny to Benny, autor większości zdjęć a przynajmniej właściciel aparatu, którym je robiono (:


Schowani w krzakach ^^

 Wszystkie nasze aktywności działy się w warszawskim klubie Państwomiasto. Całkiem przyjemne miejsce. Taki hipsterski raj, jak stwierdziła Marija. Były dyskusje, rozmowy, warsztaty.

A Benny przywiózł ze sobą pełną torbę pełną 'fancy things' ^^

 A tu z Katheriną wyglądamy jak babcie xD Ja szydełkuję, ona - wiadomo (:

I tak nam upłynął piątkowy wieczór. 

W sobotę mieliśmy Hot Fashion Show - zdjęcia się gdzieś zagubiły (zresztą razem ze zdjęciem mojej przesłodkiej współlokatorki - Jeleny)

A tu już sobotni wieczór - silent disco: słuchawki, trzy kanały muzyczne, cud. Świetna zabawa!

I oczywiście wielkie dzięki dla organizatorów! (:

czwartek, 12 września 2013

Wilk politycznie po raz pierwszy: kwestia seksualności wampirów

Wydaje mi się, że seriale i filmy powinny być atestowane przez psychologów, tak jak zabawki dla dzieci. Bo niektóre są bardzo niebezpieczne dla psychiki i rozwoju.

Oglądam True Blood, już drugi sezon. Przyznam, że do wszelkiego rodzaju produkcji z wampirami podchodzę raczej nieufnie. Ciężko ten temat ująć dobrze, prawie niemożliwym jest ujęcie go tak, aby nie pojawiły się elementy komediowo żałosne. Od Draculi Brama Stokera chyba nikomu się to nie udało.

Mitologie wampirów są różne. Ogólnie pojawiającym się motywem jest ich niechęć do słońca i upodobanie dla krwi. Ludzkiej. Mają zęby. Takie wystające kły. A reszta to już kwestia indywidualnej wyobraźni autora. W True Blood te stworzenia nawet koegzystują z ludźmi. WOW. Oczywiście jest nienawiść rasowa, zabijanie kołkopodobnymi przedmiotami... Kiedy pierwszy raz zobaczyła jak wygląda i co się dzieje po zabiciu wampira kołkiem, parsknęłam śmiechem. Potem śmiałam się jeszcze przez chwilę. Wcześniej i później miałam więcej takich momentów. Wszystko przez niedorzeczność. Głęboką niedorzeczność.

Wydaje mi się, że większość bohaterów jest mocno niestabilna emocjonalnie, dramatycznie chwiejna i ma problemy z tożsamością. Takie uroki okresu dojrzewania, cóż. Też miałam huśtawki, fakt. Ale z tego co pamiętam część moich bliskich znajomych i przyjaciół albo nie doświadczała ich tak drastycznie, albo tego nie okazywała. Natomiast w serialu każdy bohater z osobna. Na przykład Suki - najpierw Billa nienawidzi, potem go kocha. Przychodzi do niego z pretensją, że zabił jej wujka a kończy się sceną łóżkową. Bogowie! Czy to tak działa, czy ja mam jakiś problem? A biedny Bill wystaje pod jej drzwiami, bo ona niby taka wyjątkowa. Bo po raz pierwszy od stu-iluś-tam lat się zakochał.

Z psychologicznego punktu widzenia, nie wierzę. Chyba, że psychologia wampirów jest inna. Wypadałoby przeprowadzić badania. W końcu one przedłużać swojego gatunku nie muszą, prawdziwa zagwozdka dla Darwina.

Zresztą, sama seksualność. Pierwszy odcinek nie był taki straszny pod względem logicznych wpadek, nawet dało się go oglądać. Pomijając już, że miałam nieodparte wrażenie, że oglądam film pornograficzny. I to jeszcze taki kiepski. Ale wiadomo, kobiety różnią się trochę potrzebami od mężczyzn, są nawet wytwórnie które dostosowują 'towar' do tych specyficznych potrzeb. Ot, ładne, estetyczne filmy z naciskiem na łóżkową namiętność. Takie wizualne Harlequiny bez treści dodatkowej. Ale odpowiedzcie mi, dlaczego pokazujecie ludziom takie sceny na antenie? Czym się różni film pornograficzny od produkcji HBO? Że nie ma zdecydowanego zbliżenia na narządy intymne? Ale jak facet wykopuje się z grobu i rzuca na dziewczynę, i od razu w nią wchodzi, że tak powiem, bez żadnej rozgrzewki czy coś, a ona przed chwilą omal nie umarła z przerażenia... W sumie tak, też mam takie doświadczenia.

Nie.

Jako kobieta raczej mam potrzebę, żeby mnie najpierw przytulić, pogłaskać, pocałować w czółko. Tym dłużej im bardziej wcześniej byłam przestraszona/zła/smutna/zdenerwowana. Nawet jak jestem kosmicznie stęskniona, najpierw lubię się przytulić. Wiecie, wcisnąć nos w zagłębienie pomiędzy szyją a ramieniem.

Ale czego ja wymagam od serialu, w którym empatia wszystkich bohaterów razem wziętych może wypełniłaby łyżeczkę do herbaty... Przyjaciółka przychodzi do przyjaciółki z problemem a ta dosyć egoistycznie wrzeszczy na nią i wyrzuca za drzwi, bo sama ma problem i to JEJ problem jest większy i ważniejszy. Och. Albo w pierwszym sezonie, już pod koniec, kiedy wyszło kto mordował te wszystkie dziewczyny i Suki podziabała go szpadlem... Leży biedactwo pobite, z fioletowym ślepiem. I ta biedna niedoszła żona psychopaty przyszła z kwiatami. Widać, potrzebuje kobieta jakiegoś wsparcia, czegoś. Wpada brat Suki i od razu z tekstem, że gdyby mógł, to zabił by go jeszcze raz.

Nosz....

Przecież telewizja ma wpływ na tysiące ludzi. Młodych, starszych. Pokazuje wzorce. I to często bardzo złe. Mówi się tyle o edukacji, o pomocy. Dlaczego nie zacząć od tak podstawowego przekaźnika, jakim są seriale? Nie mówię - zrobić z tego mdłe i nudne szkółki niedzielne z religią w tle. Ale uczyć o szacunku, o empatii względem drugiego człowieka. Pokazywać jakąś prawdę. Nie pokazywać młodym dziewczynom, że jeśli będą szantażowały partnera emocjonalnie, to biedaczek zrobi dla nich wszystko. Nie pokazywać mężczyzny jako księcia z bajki, który będzie stał za swoją księżniczka do śmierci. Pokazać ludzi z wadami i zaletami, którzy muszą się zrozumieć, dogadać, wysłuchać i osiągnąć konsensus. Porozumieć się w konstruktywny sposób. Bez podnoszenia głosu.

Pokazać chłopcom, jakie są potrzeby dziewcząt w łóżku. Nie pornografię. Prawdę. Pokazać dziewczętom, czego oczekują mężczyźni.

Nie, przecież to by się nie sprzedawało. A wyedukowanymi ludźmi trudniej się manipuluje. No a gdyby było tak cudownie, w utopijnym świecie psychologowie mogliby stracić rację bytu i całkiem niezły zarobek z terapii ludzi z problemami.




piątek, 6 września 2013

Post pierwszy, czyli jak zostać Au Pair w U.S.A

Możecie mi wierzyć albo nie, zabierałam się do tego posta, jak pies do jeża. Bo zawsze tysiące rzeczy wydawało się pilniejszych. Nie pomogła mi nawet ekscytacja wywołana wywiadem, na którym byłam kilka tygodni temu w Łodzi.
Whether you believe me or not, I could not start this post. There was always thousand more important things. Even the excitement caused by the interview I went through couple weeks ago in Łódź did not help.

Au Pair jeszcze nie zostałam i jestem co do tego sceptycznie optymistyczna. Zawsze może być coś nie tak z moimi dokumentami, albo żadna rodzina może mnie nie zechcieć. To taki mój sceptyczny realizm. Mnie się wydaje, że się nadaję, bo dzieciaki lubię, jeśli nawet nie uwielbiam a praca z nimi jest tak niesamowicie satysfakcjonująca!
I am not Au Pair yet, and I have sceptically optimistic feelings towards that, because so many things can go wrong: some mistakes with my documents, there may not be a family to match with me. I am being realistic. In my mind there is no better candidate than me, because I like children (if not love!) and working with them brings me great satisfaction!

Ale od początku.
But let's start with the beginning.

O samym programie myślałam od dawna. Odkąd poszłam na studia. Jednak zawsze wydawało mi się, że uzbierać około 2 tyś. złotych polskich będzie dosyć ciężko, więc zawsze się poddawałam. Ostatni rok był dla mnie rokiem motywacji: znalazłam biuro, odłożyłam pieniądze.
It has been a while since I started considering to become an Au Pair. basically, since I went to the university. But there was that worry in my head that collecting around 2 thousands of PLN is difficult, so the idea was always pushed away. The last year was different, the year of getting determined: I found an office, saved the money.

Mój pierwszy wybór padł na Cultural Care. I doszłam z nimi aż do etapu wybierania rodziny. Do etapu wymiany z rodziną maili.  Przysłali mi nawet coś takiego (Cultural Care, nie rodzina ^^):
My first choice was Cultural Care, with which I opened my first room, and even exchanged emails with some families. They sent me even something like this (Cultural Care, not family ^^):


Całkiem przydatny zestaw ulotek i informatorów, włącznie z książeczką, jak się przygotować do rozmowy z Host Family, o co zapytać, co ze sobą wziąć do USA, czego można się spodziewać etc. Wszystkie praktyczne informacje w pigułce.
It was quite useful set of booklets, including one about how to get ready with your interview with potential Host Family, what to ask, what to take to USA, what to expect, etc. all necessary information in a pill.

Niestety z powodu kosztów wyjazdu z nimi zdecydowałam się zmienić biuro na Au Pair in America. Tu są więcej niż dwa razy niższe! Nie wiem, skąd taka różnica...
After all, I gave up Cultural Care because of expanses. I chose Au Pair in America where the cost of the program is half as high! I have no idea where the difference comes from...

W tym momencie, dzisiaj załadowałam do aplikacji ostatni skan - mojego paszportu. Dodawałam wszystkie dokumenty wcześniej, ale robiłam zdjęcia, bo skanera w domu nie mam, ale okazało się, że MUSZĄ być skany, nie ma innej możliwości. No cóż, chcąc nie chcąc powlekłam się do punktu ksero, poskanowałam, zapłaciłam dużo pieniążków. Dzisiaj jechałam jeszcze raz, bo zapomniałam o tym paszporcie nieszczęsnym. 
Today, just moment ago, I uploaded to the application the very last scan - of my passport. I added all of them before, but out of lack of a scanner, I used photos what was wrong. I turned out I MUST upload scans, there is no other option. Well, whether I wanted or not, I had to make a trip to a copy point, scanned them, payed a lot. Today I had go once again because I forgot this unfortunate scan of my passport.

Jak wspomniałam, jestem już po rozmowie, tzw. interview, z przedstawicielką biura. Z Panią Moniką spędziłam w Coffee Heaven dwie bardzo miłe godziny. Test psychologiczny, rozmowa po angielsku, pytania i odpowiedzi. Wyszłam z Galerii bardzo mocno się uśmiechając. A jeszcze miałam małe kłopoty, żeby dotrzeć do dworca PKS, bo Łódź nie jest moim miastem, mieszkam niedaleko. (:
As I mentioned, the interview with a representative of the office had already place. Mrs. Monika and I spent two nice hours in Coffee Heaven. There was a psychological test, a conversation in English, questions and answers. I left the Gallery smiling widely. To add to the adventure, I got lost on the way back to the bus station, Łódź is not my city.

Teraz aplikacja jest w warszawskich dłoniach a ja się niepokoję. Chciałabym już zacząć rozmawiać z rodzinami, byłabym spokojniejsza. Mam w głowie sporo niemądrych pytań, takich 'a co jak...?'. W miejsce trzykropku wstawcie sobie dowolną negatywną myśl. Próbuję je ignorować. Bo na razie nie mam żadnego wpływu na to, co dzieje się z moją aplikacją. Próbuję się pocieszać w swój sprawdzony sposób: nie martw się, jeśli pojawi się jakiś problem, dowiesz się o tym i dopiero będziesz mogła go rozwiązać. Nie ma sensu marnować sił na tworzenie przyszłości, która może się nie zdarzyć.
Now my application is going through checkup in Warsaw. I would like to start talking with families, it would make me calmer. There is a lot of silly 'what if?...' questions in my head. You can put anything in the empty space, anything negative. I am trying to ignore my worries. I do not have any control over what is happening to my application right now. Do not worry if you do not have control and there is no problem yet. when something pops up, then you can deal with it. That is the way of thinking usually works best. It is useless to waste your energy for creating future which may never become now. 

Więc czekam. 
Trzymajcie kciuki!
Ktoś jedzie ze mną? (;
So I am waiting.
Keep your fingers crossed!
Who is it going with me? (: