Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Hiszpania/Spain. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Hiszpania/Spain. Pokaż wszystkie posty

piątek, 1 kwietnia 2016

Madryt: Mercado de San Miguel/Madrid: Mercado de San Miguel


[To my sweet Spanish friends: please, be gentle with me! (: I am open for any of your advice what to see in your beautiful country!]

Skłamałabym, gdybym napisała że Mercado de San Miguel to najfajniejsze miejsce w Madrycie, bo zapewniam, że jeśli się tam wybierzecie, odkryjecie swoje własne ulubione zakątki. Ja mam jednak słabość do 'bazarów', przez to i ten skradł kawałek mojego serducha. Nie ma on nic z pięknego, pachnącego orientalnymi przyprawami wielkiego marketu w Stambule. Nic prócz tłumów.
It would be a lie to say Mercado de San Miguel is the most amazing place in Madrid, because I can ensure you that going there you will discover your own favorite spot/s. Personally I have that thing with markets, that is why this one got a tiny piece of my heart as well. However, the biggest part of it still belongs to Grand Bazar in Istanbul, with which Mercado has in common just crowds.

Sam w sobie nie jest nawet taki duży, natomiast oczy można nacieszyć kolorami i kształtami, kubki smakowe znajdą się w raju a węchowe otępieją. Wszystko oprawione w stylu dosyć hipsterskim, tym który kojarzy mi się z niektórymi kawiarniami, restauracjami i barami w Atlancie, dbałość o detale, piękna oprawa i estetyczny  bezkulturowy design. Nie mogło oczywiście zabraknąć ściany zamienionej w tablicę, czarną, taką, która się ze szkołą kojarzy.
The place it is not even that big, but your eyes will enjoy the colors and shapes, your tong will melt from all those flavors, and nose will be just too stunned by smells. Everything has the style I would describe as a bit hipster, which reminds me a lot about some cafés, restaurants and bars I liked in Atlanta, with details taken care of, kinda commercialized, aesthetic culture-less design.It would not be complete without a wall turned into a chalkboard.

Kiedyś już o tym wspominałam, że pochodząc z Polski do cen w większościach części świata mam podejście ciężkie, że niby wszędzie drogo. I tutaj było tak samo. Ceny przyprawiały o palpitację serca. Na szczęście rodowici mieszkańcy Madrytu mówią to samo: Mercado de San Miguel jest drogie. W końcu to tak typowo turystyczna miejscówka, że pewnie lepiej byście spożytkowali czas odwiedzając coś innego. Jeśli jednak jesteś typem podróżnika, dla którego jedzenie musi mieć odpowiednie estetyczną oprawę - śmiało tam właśnie skieruj swe kroki! Mnie ta hipsterska atmosfera całkiem się podobała.
I mentioned it somewhere before that growing up in Poland anywhere you go seems to be expensive. The same was here. The prices made my heart suffer. Thank God even Madrid born and raised people think it is an expensive place. After all Mercado de San Miguel is made especially for tourists. It is so touristic spot that you would do better visiting other spots. But if you are the type of a traveler who wants to have all those flavors in not that culturally placed context - definitely go there! You will enjoy that hipster atmosphere as much as I did!
















piątek, 25 marca 2016

Madryt w mniej niż 24 godziny/Madrid in Less Than 24 Hours


Odliczywszy oczywiście kilka godzin na sen. Wystarczająco, żeby nie przysnąć w metrze i mieć siłę chodzić. Bo tak, od razu powiem - zrezygnuj z komunikacji publicznej. Tym sposobem uda Ci się doświadczyć trochę więcej z atmosfery miasta, bo na tym warto się skupić jeśli nas goni czas. Jak dostaniesz się do centrum, wszystko będziesz mieć praktycznie w zasięgu. Chyba, że definitywnie nie lubisz chodzić.
Of course we need to count off the time for sleep. But just enough so you do not fall asleep in a metro and have energy to walk around. Yes, that is it - give up the thought about using public transportation. This way you will be able to experience more out of the atmosphere of the city, because that is the thing to focus on when we are in a hurry. As soon as you get into the downtown, everything is by walking distance. Unless you are completely against walking.


1. Zacznijmy od el Rastro, do którego dostaniesz się bezpośrednio ze stacji metra La Latina. To tam znalazłam moje ukochane i wytęsknione tureckie słodycze, hiszpańskie specjały kulinarne, gigantyczne pączki i wiele, wiele innych rzeczy. El Rastro to nic innego jak pchli targ na którym znajdziecie różne różniaste cuda, a który rozpościera się na Plaza de Cascorro i Ribera de Curtidores. Według zasad miejskich otwarty jest w niedziele i święta państwowe od 9 rano do 15. Myśmy mieli trochę szczęścia żeby zobaczyć namiastkę el Rastro, jak sądzę - w końcu święta były już za pasem praktycznie.
1. Let's start with el Rastro, where you can get straight from La Latina metro station. That is where I found my favorite and missed so much Turkish candies, treasures of Spanish cuisine, giant doughnuts and much more.El Rastro is nothing else but a flea market, where you can see treasures from all around the world, and which stretches along Plaza de Cascorro and Ribera de Curtidores. According to the city rules, the market is open Sunday and holidays from 9 am to 3 pm. We were lucky to see a tiny piece of el Rastro, as I think - after all it was almost Christmas.







2. Stamtąd jest blisko do Mercado de San Miguel, któremu należy się osobny post. Kiedyś miejsce handlu, teraz mekka turystów, którzy chcą zasmakować 'prawdziwej' Hiszpanii i jej tapas.
2. From there you will have close to Mercado de San Miguel, which is worth a separated article. Back in times it was a place for vendors and farmers, now it is just tourists heaven where you can try the taste of 'real' Spain with its famous tapas.


3. Warto też zobaczyć rynek główny Madrytu - Plaza Mayor, który zmieniał nazwę kilkukrotnie w czasie swojej egzystencji. Plac powstał w XVII wieku podczas rządów Filipa III i jest miejscem całkiem urokliwym o kompletnie kwadratowym kształcie. Nie będzie kłamstwem stwierdzenie, że corocznie Plaza Mayor jest odwiedzana przez tysiące tysięcy turystów jako jedna z głównych atrakcji. To tutaj odbywały/ją się walki byków, relacje meczy piłkarskich, świąteczne markety czy nawet publiczne egzekucje za czasów Inkwizycji.
3. It is necessary to see the main square of Madrid - Plaza Mayor, which was renamed few times during its existence. The square was created in XVII CE during reign of Philip III, and is quite nice spot in rectangular shape. It will not be a lie to say that Plaza Mayor is visited by thousands tourists every year as one of main to does. It is here where had/have place bull fights, football (soccer?) games streaming, holiday markets and even public executions during the times of Inquisition.




4. Palacio Real de Madrid i Santa Maria la Real de la Almudena to dwie rzeczy, które będziemy mieć na wyciągnięcie ręki, jedna obok drugiej. Santa Maria la Real de la Almudena, którą spokojnie możemy nazwać katedrą Almudena (kilka razy musiałam sprawdzić jak to przeliterować, jej...) zasługuje prawdopodobnie na trochę więcej uwagi, niż ja jej poświęciłam. Z mojej strony było to po prostu rzucenie okiem, zrobienie kilku zdjęć fasadzie i paru selfie. Jej historia sięga do czasów kiedy stolicę Hiszpanii przeniesiono z Toledo do Madrytu i na gwałt potrzebowano tam domu bożego. Legendy głoszą, że katedrę wzniesiono w miejscu meczetu zniszczonego w XI w. Mimo to prace rozpoczęto dopiero w 1879 a zakończono w 1950 roku. Trochę im to zajęło, nie?
4. Palacio Real de Madrid and Santa Maria la Real de la Almudena are two places in a reach of our hands one from another. Santa Maria la Real de la Almudena which we can call Cathedra Almudena (I had to check spelling few times, uh...) deserves way more attention than it got from me. I just took a few photos of exterior and few selfies. The story begins in the times where the capital of Spain was moved from Toledo to Madrid, and a new house of God was needed. The legends say it was build in a place of  a mosque destroyed in XI CE. Even though the works started just in 1879 and finished in 1950. It took some sweet time, didn't it?



5.Pałac Królewski, czyli Palacio Real de Madrid na bogatą historię, którą nie będę Was zanudzać. Pewnie gdybym weszła do środka, zasłużył by na osobnego posta, ale niestety nie mieliśmy tyle czasu. Hiszpania jest dziedziczną monarchią parlamentarną (powiedzcie, że wiedzieliście, bo ja przez długi czas nie!), której obecnym władca jest Filip VI i mimo, że gdyby się uparł, mógłby spokojnie tam mieszkać, jednak wybrał mniej ostentacyjny pałac na uboczu. Sam budynek służy teraz celom raczej turystycznym i ceremoniom państwowym. Z dwóch stron znajdują się piękne ogrody po których spacer zdecydowanie polecam. 
5. Royal Palace, called Palacio Real de Madrid has rich story I will not bore you with. It is sure if I got to take a tour inside, there would be another article just for it, but we did not have that much time. Spain is constitutional monarchy where the title is inherited (say that you knew that, because I was not aware for long time!), where Felipe VI is current king, and probably if he were stubborn enough, he could live in Palacio Real, instead of in a place less spotlight-ish. Nowadays it is used just for state ceremonies, and as touristic attraction. There are beautiful gardens on both sides, where I recommend you sincerely to take a walk.







6. Kolejnym punktem na naszej trasie jest coś absolutnie cudownego. Egipska świątynia Debot, która powstała w II wieku p.n.e jako miejsce czci Amona i Izydy. Wiem, wiem, wiem. Zastanawiacie się, jakim cudem egipska świątynia wylądowała w Madrycie... Otóż, zabytek został rozebrany i przetransportowany do Hiszpanii w ramach podziękowania jakiemu kraj udzielił Egiptowi przy ocalaniu świątyni w Nubii. 
6. The next point on our tour is something absolutely amazing. Egyptian temple Debot, which was build in II BC as a place of cult for Amon and Izyda. I know, I know. You are wondering how the heck Egyptian temple got to Madrid... Well... It was deconstructed, transported and rebuild there as a way to say thank you to Spain for their help to Egipt to save a temple in Nubia.


7. W drodze ze świątyni warto przejść przez Plaza de Espana na którym to placu znajduje się pomnik Cervantesa, pisarza, poety i nowelisty. 
7. Walking back from the temple you should stop on Plaza de Espana, where a statue of Cervantes is raised. He was a famous novelist, poet and writer.


8. I podążając Gran Vią (ulicę nazwyaną również Broadwayem Madrytu)... 
8. And following Gran Via (the street called Broadway of Madrid)...


9. ...Dotrzeć do El Corte Inglés - centrum handlowe, gdzie na szczycie możemy nacieszyć się kawą/winem/piwem czy nawet obiadem z widokiem na miejski zgiełk rozpościerający się w dole. Ceny niestety nie należą do najniższych, ale nawet jeśli jesteśmy trochę pod kreską, warto wjechać na górę i po prostu popatrzeć. Patrzenie nic nie kosztuje.
9. ...Get to El Corte Inglés, a department store where on the top we can enjoy a cup of coffee/glass of wine/beer or even lunch with the view for the noises and hurries of the city below. The prices are not one of the lowest, but even if you are tight on budget, you can ride up and just look around. Watching is free. (;



Jeśli mówisz trochę po angielsku, kliknij TUTAJ, żeby zobaczyć plan wycieczki online. Możesz go też pobrać w formie PDF klikając w Download This Guide pod mapką na stronie z linku. Jeśli to nie działa, pisz do mnie śmiało na wilkmademe@gmail.com i nie zapomnij się podzielić wrażeniami!
You can click HERE to see the plan of the trip online. You can also download it in the form of PDF by clicking on Download This Guide under the map on the website. If it does not work, write to me wilkmademe@gmail.com and I will send it to you. And do not forget to share your experiences!








wtorek, 15 marca 2016

Krótka Historia o Tym, Jak Ryanair Spełnił Moje Życzenia/Short Story How Ryanair Made My Wishes Come True


Z liniami lotniczymi tak to już bywa, że czasem dzieją się rzeczy nieprzewidywalne, jak z pogoda w Atlancie. Nie kiedy lot się opóźni, niekiedy w ogóle zostaje odwołany. Poradami co w podobnych sytuacjach zrobić podzielę się z Wami w następnym poście.
It happens that airlines can be as unpredictable as the weather in Atlanta. Sometimes a flight is delayed, sometimes it is cancelled completely. what to do in cases like those I will share with you in next post.

Ryanair w czasie naszej krótkiej znajomości, bo pierwszy raz leciałam z nimi w październiku 2015, zaskoczył mnie niemiło i nie zostawił po sobie najlepszego wrażenia. Tego dnia, a był to poniedziałek, 21go grudnia chciałam się po prostu dostać do domu na święta. Na lotnisko w Porto podrzucił mnie Helder, nie tylko koordynator ale też przyjaciel, i pożegnawszy się ze wszystkimi, którzy byli dokoła (a było nas sporo, bo ludzie z którymi spędziłam poprzedni tydzień na wymianie młodzieży również wracali do siebie), przeszłam przez kontrolę i usiadłam pod swoim wyjściem (gatem, jeśli chcemy brzmieć 'cool'). I tak sobie czekałam, i czekałam. Minuty płynęły, a ja się nie przejmowałam. Aż do momentu, kiedy nadszedł planowany czas wylotu a samolotu ani widu, ani słychu. Lekko poddenerwowana podeszłam do stewarda, który już mnie dwa razy wcześniej odesłał uspokajając, że na pewno zdążę na przesiadkę w Lizbonie. Tym razem pan skierował mnie do biura obsługi klienta linii. Woah! Zapowiadało się ciekawie...
During our short relationship, because I flew with them in November 2015 for the first time, Ryanair surprised me in negative way and left bad impression. That day, Monday, 21st of December, I just wanted to get back home for Christmas. Helder, not only my coordinator but as well a friend, dropped me in the airport, and after saying goodbye to people (and there was quite a lot of us, because people with whom I spent previous week during a Youth Exchange were going back, too), passing through check in I sat under my gate. And I had waited and waited. The minutes were passing, and I did not care. Until the time of departure came but there was no plane to board on. Feeling anxious, I went to ask a steward, who sent me back with nothing twice already ensuring everything is going to be just fine, and I will be able to catch the other plane in Lisbon. Well... this time he told me to go to customer service. Woah! There was something interesting about to happen...

Żeby się dostać do biura, musiałam wyjść z terminalu. Cóż. Pani przy biurku powiedziała mi, żebym szybko wracała, bo mój samolot ląduje i zaraz nas będą podładować. Więc z nadzieją w serduchu, truchtem podbiegłam do kolejki do ochrony, przeprawiwszy się przez nią jeszcze raz i w stronę bramki. 
To get there, I had to leave the terminal. The only advice I got from the helpdesk was to go back to the gate as fast as I am able, because my plane is landing, and we are going to be boarded. Off I went carrying hope in my heart, trotting I took my spot in the line to security check in second time this day, and not slowing down went back to the gate. 

[Tu historia z życia, dramatis personae: JA (J), Ochroniarz (O) i świadkowie.
O: Wie Pani, ze limit płynów jest 100ml?
J: Taaaak...
O: A ma Pani sardynki...
J: No mam. - I w tym momencie cos zaczyna mi w mózgu świtać, zaczynam się śmiać. - Ale one są czekoladowe!
Nie uwierzył, musiałam rozpakować bagaż i mu pokazać. Biegał z tymi sardynkami po wszystkich kolegach, śmiał się i każdemu pokazywał, zachwalając przy okazji portugalską czekoladę, z której były zrobione.]
[The story of my life, dramatis personae: ME (M), Guard (G) and witnesses.
G: Do you know only 100 ml containers are allowed?
M: Yeeeees...
G: But you have sardines...
M: Yes, I do. - And here is when the light in my head goes on, I am starting to laugh. - But they are  made out of chocolate!
He did not believe, I had to unpack my suitcase and show to him, just so he can take them and show to all of his workmates, laughing and complementing Portuguese chocolate they were made out of.]

Psikus. Żaden samolot nie zamierzał się pojawić, a przynajmniej nie ten, na który czekałam. 
A trick played on me: There was not a plane going to land, at least not the one I was waiting for.

Okazało się, że nasz lot w ogóle został odwołany... Szczerze, kolana się pode mną ugięły. Święta już tuż tuż, a ja w 2013 i 14 byłam w Stanach, daleko od rodziny, jednym z powodów dla których tym razem zostałam w Europie była własnie potrzeba spędzenia tego czasu z rodziną. I teraz zaistniało spore ryzyko, że mogę zwyczajnie nie zdążyć. Z Lizbony, gdzie próbowałam się dostać, miałam następny lot do Warszawy już zaraz zaraz, a połączenia są chyba dwa razy w tygodniu: w poniedziałki i czwartki. Część podróżnych po prostu pojechała autobusem, w moim przypadku rozwiązanie nie było takie proste. Tam poznałam Krzyśka, który był na Erasmusie w Aveiro i też próbował wrócić na święta. Odesłano nas po raz kolejny do biura.
It turned out that our flight was one of those canceled... My knees went soft and wobbly. The Christmas was here and in 2013 and 14 I was in the USA, far away from family, and one of the reasons I decided to stay in Europe this year was to be able to go back home for this time. Now the chances were that I was going to miss it again. To Lisbon, where I was trying to get, the flight to Warsaw was departuring soon, and if I am not wrong it has just two other connections with Poland: Mondays and Thursdays, next flight was simply too late. Some of the people just went by bus provided by the airline, for me the solution was not that simple. That is where I met Krzysiek, a polish boy doing Erasmus in Aveiro  in exactly the same situation. The two of us were sent again to the customer service.

Moje serducho było struchlałe z przerażenia: nie miałam ani czasu, ani pieniędzy na takie przygody. Bałam się, że Boże Narodzenie przeleci mi koło nosa, albo że za nowe bilety przyjdzie mi zapłacić więcej, niż mam na koncie (a wierzcie, że stan mojego konta niemal wiecznie oscyluje wokół zera). Przed nami kolejka była spora, ludzi złych i sfrustrowanych. Gdy wreszcie stanęliśmy przed kontuarem, szczerze mówiąc nie wiedziałam, którą taktykę obrać. Postawiłam na zmęczoną, zagubioną i biedną studentkę, która bardzo potrzebuje pomocy. I voila! Znalazły się dla nas bilety do Polski z przesiadką w Madrycie... 
There was just worry in my heart: I had no time nor money for such adventures. I was afraid the Christmas is gonna pass by without me, I was worried new tickets will be way to expensive for my pocket (And trust me, my saldo is usually oscillating around big, fat zero). The line ahead was long, the line of angry, frustrated and tired people. Frankly speaking I had no idea which strategy to use when we finally arrived to the desk. My choice went for honest: tired, lost and poor student which desperately needs a solution. And voila! They found us tickets to Poland with a switch of planes in Madrid...

Serio. Lot do Madrytu był około 20:30 a stamtąd do Warszawy o 17 dnia następnego. Szczęście w nieszczęściu. Na lotnisku siedziałam od 7 rano i jedyne o czym marzyłam, to być już w domu. Ale wiecie... kiedy los daje Ci cytryny. Możesz z nich zrobić albo lemoniadę, albo tartę. Nie poddawaj się, bo za rogiem zawsze czeka rozwiązanie. Może nie takie, jakie uważasz za najlepsze, ale jeśli otworzysz oczy i pozwolisz sobie popłynąć na fali tego, co się dzieje, obiecuję, przygoda będzie niezapomniana! Z każdej chwili możesz wycisnąć tyle, ile się tylko da.
Seriously. The flight to Madrid was around 20:30 and from there to Warsaw at 5 pm the following day. It was a good thing in a bad thing. I was on the airport since 7 am, and the only dream in my head was to get home. But you know... when live gives you lemons, you can make either lemonade or a lemon pie. You shall not give up, because there is a solution awaiting behind the corner. Maybe it is not the solution you consider the best, but if you open your eyes and allow yourself to dive into what is happening, you have a chance for quite an adventure! You can take out of every moment as much as is just possible.


I... uważaj czego sobie życzysz! Bo słowa zamieniają się w rzeczywistość. Kiedy kupowałam bilety na święta, chciałam lecieć przez Madryt, ale ceny były znacząco wyższe, dlatego postawiłam na Lizbonę. No cóż. Widocznie Ryanair postanowił mi zrobić prezent pod choinkę. Powiem, że im się udało. Fakt, spędziłam 24 godziny mniej z rodziną, ale miałam też okazję liznąć trochę Madrytu. A co można w Madrycie zrobić w 8 godzin? O tym jeszcze się dowiecie!
And... beware of what you wish for! Words turn into reality. When I was buying the tickets home for Christmas, I wanted to have connection in Madrid, but it was too expensive. The choice went for cheaper connection in Lisbon. Well. Ryanair decided to make my wishes come true, as a Christmas gift. I must say, it was a good one. Truth is that I lost 24 hours with my family, but also got to discover a bit of Madrid. And what can you do in Madrid for 8 hours? I will tell you soon!

P.S. 
Krzysiek uratował mi tyłek, i to dzięki niemu nie spałam na lotnisku!
P.S.
Krzysiek saved my life and thanks to him I did not sleep that night on the airport!