A nie zakładałam, że w ogóle do tego dojdzie.
Jak mnie poinformowano - bo jestem fatalnym kierowcą i nie można mi zaufać.
Z czego wyciągnięto takie wnioski? Zabierając mnie na pierwszą jazdę na autostradę w środku nocy.
Anyway.
W niedzielę o 16 moja host rodzinka wróciła z noworocznego rejsu. W poniedziałek o 8 rano usiedli ze mną i poinformowali, że mnie nie chcą. O 10 rano miała przyjść moja counselor. Cały czas żyłam w przeświadczeniu, że będziemy wreszcie podpisywać umowę. Counselor miała przyjść przed świętami, ale hostka powiedziała mi, że coś pilnego jej wypadło i musiała przesunąć spotkanie. Przy czym, jak sie dowiedziałam, Rhonda zajmuje się tylko au pair, nie pracuje nigdzie indziej, więc zakładam, że było to jedno z wielu kłamstw.
Kłamstwo numer dwa widzę w stwierdzeniu 'nie wiedzieliśmy, że będziemy mieć au pair'. To dla wytłumaczenia, dlaczego nie zabierają ani nawet nie oferują mi zabrania mnie na rejs noworoczny. Nie, żeby mi zależało na płynięciu z nimi. Jedyne, na czym mi zależało, to na szczerości. Chcieliśmy jechać sami. Okej, nie ma problemu. Przynajmniej dla mnie. A że będą mieli au pair wiedzieli od co najmniej początku października. NVM.
Prócz tego, że jestem kiepskim kierowcą, usłyszałam też, że się nie angażują. Ale jak mam się angażować, kiedy nie czuję się jak członek rodziny?
Ostatniego dnia słyszałam, jak hostka do kogoś wrzeszczy przez telefon 'gdybym wiedziała, że takie są zasady, kazałabym jej w tym tygodniu pracować więcej'. A potem oznajmiła mi, że zmienił się plan na dzisiaj i mam z nią jechać odebrać Sandro. Hym. Tylko po to, żeby zrobić mi albo nie wiem komu na złość, bo siedziałam z nią w aucie przez dwie godziny i nic nie robiłam tak na prawdę. I jeszcze jej 'musisz pracować co najmniej 45h tygodniowo'. Nie, nie, nie. Mogę pracować co najwyżej 45h tygodniowo. I to, jak będąc ze mną w kuchni zrzuciła klucze na podłogę, popatrzyła się na mnie i po prostu sobie poszła. No tysiące takich drobnych rzeczy. Rzeczy, na które ze swoim uporem odpowiadałam 'nie'. No bo nie. To nie mieści się w moich obowiązkach. Nie chcę. Nie czuję, że mam ochotę to zrobić. Dlaczego mam dawać od siebie więcej, jeśli Ty dajesz tylko minimum?
Więc wylądowałam w rematchu.
Od wtorku rano upłynęła tylko chwilka, kiedy dostałam od pierwszego maila. Zaraz później zadzwonił telefon. Z lekkim niepokojem odebrałam. O 15stej telefon zadzwonił po raz drugi. Wieczorem skypeowałam z jedną mamą. Potem z drugą. Dnia następnego obie z nich zapytały się mnie, czy chciałabym być ich au pair. Tak. Byłam zaskoczona. Moja counselor była zaskoczona.
W sobotę uciekłam z czegoś na kształt mojego małego, prywatnego piekła. Nowa host rodzina opłaciła nawet samochód, który odebrał mnie ze starego 'domu'. Kierowca okazał się sympatyczną istotą o polsko-litewskich korzeniach. Miał na imię... Antek. Na szczęście stara rodzina zrezygnowała z programu. Żadnej au pair nie życzę takiego doświadczenia.
A jak mi jest u nowej?
Właśnie minął trzeci dzień. Pełny trzeci dzień. Tego skrawka soboty nie liczę. Czuję się... tak serdecznie witana, że jest mi jak w domu.
Host wyjechał po mnie na lotnisko z najstarszą pociechą. Już w aucie dostałam nowego iPhone'a, od tak, po prostu (w pierwszej rodzinie czekałam dwa tygodnie, bo nie mogłam wsadzić sim karty do mojego smartphone - byłby to koszt aż dodatkowych $30 dla moich hostów). Weszłam do domu - czekało na mnie przygotowane przez hostkę przytulne łóżko (mój poprzedni pokój nie był wcale taki przytulny - dzieliłam go z suszarką do ubrań i dziewczyną, która trzy razy w tygodniu przychodziła sprzątać, dla niej było to miejsce do prasowania). Host odgrzał mi pyszny obiad (poprzedni oznajmili tylko: my już zjedliśmy).
Dnia drugiego zabrano mnie na zakupy - mogłam powrzucać do wózka dosłownie wszystko, na co miałam ochotę (poprzednia hostka stwierdziła, że to, o co ją proszę do jedzenia, nie istnieje; a jednak istnieje). Potem wybraliśmy się do zoo! I miałam z dzieciakami świetną zabawę (poprzedni pokazali mi Prudential podczas swoich własnych zakupów, gdzie ja oficjalnie byłam bez grosza). Po południu dostałam do wyboru gdzie chcę mieszkać: pokój w domu, przecudny, czy jeszcze cudniejszy apartament (poprzedni po prostu pokazali mi pokój, mimo, że inne w domu były wolne, chociaż to już jest ich dobra wola). Hostka pochwaliła mój angielski (gdzie poprzednią słyszałam, jak mówi do młodszego 'Agni w ogóle nie zna angielskiego').
Tak, ktoś się mnie pytał o różnice. Jakie widzę. Bardzo wiele.
Tu się czuję jak w domu. Swobodna, szczęśliwa. Chcę dać jak najwięcej z siebie samej, bo mam wrażenie, że dostaję ogrom wszystkiego. Chociażby prostej serdeczności. W niedzielę wieczorem zaparzyłam sobie w kuchni, w domu herbatę. I tak stałam z kubkiem w drzwiach, a nowa host mama spojrzała na mnie i powiedziała 'wyglądasz jak zadomowiona'. Bez namysłu, z uśmiechem, odparłam do niej 'czuję się zadomowiona'.
Oby Ci tam kochana było lepiej :) Dziwię się tamtej rodzinie ja bym cie przyjęła ;) hehe
OdpowiedzUsuńO, wow... toż myślałam, że tamta rodzina była ok, ale skoro teraz jest super to się cieszę i trzymam kciuki za dalszy pobyt ;-)
OdpowiedzUsuń