[Dzień, kiedy zdarzyło się coś magicznego]
[The day when magic happened]
Dzień 9., 20.07.2015, poniedziałęk
Day 9th, 20.07.2015, Monday
Start: Wenecja, Włochy
Start: Venice, Italy
Koniec: Treviso, Włochy
Finish: Treviso, Italy
Dystans: 30 km
Distance: 30 km
Już, już jestem. Grudzień był obfity w wydarzenia (wizytę w Polsce!), więc tutaj leżało trochę odłogiem. Przerwa troszkę była mi potrzebna, żeby pożyć życiem, pocieszyć się, odetchnąć. No i wracam z nową energią. Chociaż tym razem nie napiszę dużo, będzie za to sporo chaotycznie rozmieszczonych zdjęć.
I am, I am back. December was pretty busy to me (I went to Poland, too!) so the blog stayed abandoned. I needed this break to live my life more deeply, get in touch with inner happines and breath in. Now I can come back with new energy. Maybe this time it will not be much of writing, but you can enjoy a lot of chaotically placed photos.
Więc gdzie my to byliśmy? Ach! W Wenecji! Poranek w hotelu był trochę takim porankiem w raju. To był dla mnie taki moment, żeby się zatrzymać, otworzyć szeroko okiennice i okna, wyjrzeć na ulicę, na ludzi wielkości królików (nie był aż tak wysoko, aby przypominali mrówki) i oddychać. Słońce otulało wszystko dokoła ciepłym, jasnym i miękkim światłem.
Where were we? Ah! In Venice! The morning in the hotel had something what mornings in heaven may have. It was a moment to stop, open the windows wide open and peek through on the streets, on the people in the sizes of rabbits (it was not high enough so they look like ants), and breath. The sun shone on everything with warm, bright and soft light.
Śniadanie zjadłyśmy na dole w hotelu. I tak, zaskoczenie na twarzy Dagi, że we francuskim cieście jest mięso - bezcenne. Pyszna kawa i ten komfort, świadomość, że przez chwilę nie trzeba nigdzie iść. Zajmowanie czasu i przestrzeni, oddychanie chwilą. Podążanie za nurtem.
The breakfast was awaiting us downstairs in the small hotel restaurant. And yes, the surprise on Daga's face when she discovered that the thing inside of her croissant is meat - priceless. I had great coffee and the awareness, the comfort that for a while we do not have to go anywhere. There was the possibility to take up the time and space and breath in now, following the flow.
Oczywiście, nie mogło zabraknąć sesji zdjęciowej w hotelu. A potem na ulice. Zgubić się, zabłądzić i chłonąć. Nie miałyśmy na Wenecję żadnego planu jak tylko poddać się jej urokowi. I tak zawędrowałyśmy gdzieś, sama nie wiem gdzie, odnalazłyśmy kres i port. Potknęłyśmy się o miłość. Zmęczone siadłyśmy na brzegu jednego z kanałów, i zajadając owoce kupione od jednego z ulicznych sprzedawców moczyłyśmy nogi w wodzie, a przepływające łódki zalewały nas małymi tsunami.
Of course, we could not skip a photo shot in the room. And then, on the streets. To get lost, miss the way and just sink in the atmosphere. There wasn't any plan for Venice but just surrender to the charm. And that is how we got I don't know where, found a harbour, a bay and the end. We tripped on love. Tired, we sat on the edge of one channels, and eating fruits from one of streets vendors we dipped our tired feet in the water and let ourselves be flooded by small tsunamis of waves made by passing boats.
Po południu spotkałyśmy się z Amosem, naszym dobrym duchem, który zabrał nas na plac św. Marka i na szczyt wieży, z której dane nam było podziwiać Wenecję aż do kresów. Z nim też odkryłyśmy kilka zakątków, do których same pewnie byśmy nigdy nie trafiły. Potem, w typowo włoskiej restauracji zjadłyśmy kolację większą, niż to w ogóle możliwe. Nie wiem, ile dań, ale była i pizza, i pasta z owocami morza, przystawki, sałatki i deser. Wszystko otoczone rozmową o wszystkim i niczym.
In the afternoon Amos, our good spirit, met with us again to go to Piazza San Marco, and to the top of a tower we could admire Venice unravelling until the horizons. That was him who showed to us corners and tiny streets we would not have found alone. Then, in typical Italian restaurant we had dinner bigger, than you could possibly imagine. I have no idea how many courses were served, but there was pizza and pasta, and sea food, entrées, salads, and desert. Everything wrapped in our voices, tangled in conversation and gentle humming of the city.
Na wieczór byłyśmy umówione w Treviso ze znajomym Dagi. Nasz czas w Wenecji dobiegał końca, miał posmak zakładania butów i zarzucania plecaka. Jeszcze próbowałyśmy go trochę odwlec, ale w końcu nie mogłyśmy uciekać dalej. I wiecie co? Amos stwierdził, że nas odwiezie! Tak, 30 km dalej, ciągle, po tej wszystkiej dobroci, tym serduchu, całej szczodrości, którą nas zasypał. Jeszcze się upewnił, czy ktoś rzeczywiście nas tutaj odbierze, kazał dać znać, że jesteśmy bezpieczne i odjechał w noc.
This night there was supposed to be a friend awaiting us in Treviso. The time in Venice was over, it was the moment of putting shoes on, metaphorically, and getting the backpacks ready on our backs. We tried to stretch it, run away from the end, but could not deny it any longer. And you know what? Amos said he is gonna drive us! Yes, 30 km further, still, after all that kindness he gifted us with, all that good heart he had for us! And then he took care to make sure someone is really going to pick us up, he made us promise to let him know how everything is going, that we're safe and sound, and just then he left in the night.
Było już dość ciemno. W sumie środek nocy. Znajomy, choć miał się pojawić, to się nie pojawił, a my po godzinie lub dwóch bezskutecznych prób złapania auta, po prostu się poddałyśmy. Stwierdziłyśmy, że trzeba znaleźć miejsce na obóz i poczekać do rana. Niby był kościół z całkiem fajną trawą dokoła, ale nikogo, żeby się zapytać czy możemy. Więc ukryłyśmy się w kącie na stacji benzynowej po drugiej stronie ulicy. Karimaty na ziemi, plecaki pod głową - było tak gorąco, że nie dało się oddychać, więc śpiwory zostały złożone. Ach, Przygoda! (:
It was pretty dark by that time. Almost middle of the night. The friend who was supposed to meet, never made his way, and we after two hours of unsuccessfull tries of catching a car, gave up. The thought was to find a spot for a camp. And there was a church with nice grass around, but there was no one to ask permission. So the gas station on the other side of the street won. The mats were rolled down on the ground and backpacks stocked under our heads - it was too warm to even think about taking out sleeping bags.
P.S.
Jeśli się zgubisz w Wenecji, po prostu znajdź kogoś z plecakami i podążaj za tą osobą. Masz całkiem duże sznase, że doprowadzi Cię do dworca (my tak zrobiłyśmy, zgubiłyśmy się a nasz hotel był gdzieś w okolicach dworca).
P.S.
If you got lost in Venice, just follow people with backpacks. The chances are they're gonna walk you to the train station (that's exactly what we did when we got lost, and our hotel was pretty close to the train station)
P.S. P.S.
Co do samej Wenecji, to wydaje mi się, że miasto jest nie do końca zrozumiane. W sensie, traktowanie jej jako 'Miasta Zakochanych' jest bardzo niesprawiedliwe. Fakt, turystów jest może za dużo, jest tłocznie i śmierdzi rybą, do tego dużo chińszczyzny i ostatnia moda na sprzedawanie wszędzie 'selfie sticks', ale... Nawet jeśli jesteś sam, warto się tam wybrać. Od tak po prostu, połazić, popatrzeć, nasycić się atmosferą, urokiem miasta. Nawet wybrać na spacer w środku nocy, albo zgubić poza turystycznymi częściami. Dać miastu szansę się przed Tobą otworzyć, nie etykietować, po prostu wsłuchać, bo pod zgiełkiem stóp, głosów i oddechów... jest coś na prawdę magicznego. Coś więcej, czemu trzeba dać szansę.
P.S. P.S.
Speaking about Venice itself, I think people don't give it justice. I mean, seeing it just as 'The City of Love' is simply not fair. Truth, there's maybe to many tourists, it's crowded and smells fish everywhere, to add something more to the charm are products of China surrounding us and peeking out of the stores, and new fashion 'selfie sticks' all around, but... Even if you're alone, it's great place to go. Do not wait to go there with someone (as I met so many people who wait for their Love to visit Venice). Just go, explore, walk around, get lost, enjoy the atmosphere. Go for a walk in the middle of a night, wander in places not usually visited by tourists. Let the city charm you, do not label it, just listen, because under stomps of thousand feet, noises of thousands voices and whispers of breaths... there is something magical. Something more, what's worth to giving it a shot.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz