Nie.
Są takie chwile, kiedy człowiek rzuca się w nieznane. Pakuje swój dobytek, wyjeżdża i... stawia czoła rzeczywistości. Czasem nawet takiej, która nie jest po jego myśli. Znam bardzo wielu ludzi, których sama myśl o podróży przeraża, jakkolwiek dosyć często wybierają się na wycieczki. Nie wiem od czego to zależy. Może po prostu, jak powiedziała mi kiedyś Dagna (przemądra kobieta, którą poznałam na jednym z treningów), niektórzy ludzie potrzebują, by chwycić ich dłoń i pokazać, że nie ma się czego bać.
Właściwie, to kiedy podróżujesz, jest wiele rzeczy, które mogą budzić obawę. Ale jest też wiele rzeczy, z których nie zdajemy sobie sprawę. Myślę, że każdy samotny podróżnik może przechodzić przez pewne kryzysy i mieć trudności, o których się częśto nie wspomina i które się pomija przy snuciu epickich opowieści.
Po pierwsze:
Najważniejszą rzeczą, której się nauczyłam o podróżach do tej pory jest fakt, że gdy podróżujesz to zawsze za kimś tęsknisz. Kiedy opuszczasz swój kraj - tęsknisz do rodziny i przyjaciół, tęsknisz do swoich ulubionych nawyków, do miejsc, do przedmiotów. Tęsknisz do partnera. Kiedy opuszczasz miejsce, w którym przez chwilę byłeś, zaczynasz tęsknić do ludzi tam spotkanych, często do jedzenia specyficznego dla regionu, do atmosfery, do otoczenia... Do tysięcy drobnych rzeczy, które nawet ciężko jest wymienić. Podróżowanie to umiejętność mówienia 'dzień dobry' po raz pierwszy i 'do zobaczenia' po raz ostatni. Jeśli boli, to całkiem normalne. Musisz się nauczyć, jak pozwalać rzeczom odchodzić.
Po drugie:
Życie nie będzie czekać. Świat się nie zatrzyma. Rzeczywistość, którą zostawiłeś za sobą ciągle będzie istnieć. Twoi przyjaciele będą się bawić na imprezach bez Ciebie. Będą świętować swoje urodziny, Nowy Rok i wykorzystywać wszystkie inne okazje. Będą brać śluby. Całkiem prawdopodobne, że ktoś może w międzyczasie umrzeć. To samo dotyczy świąt, które wcześniej mogły nawet wydawać się nieznaczące. A Ty z daleka będziesz obserwować, jak życie w Twoim domu mija. A Ty możesz tęsknić.
Po trzecie:
Adrenalina. To nie jest ten typ adrenaliny, jak przy skoku na bungee czy ze spadochronem. To nie jest ten typ adrenaliny jak przy locie paralotnią. To strach przed niewiadomym. Nie podróżowałam nigdy stopem, bo nie miałam okazji. Natomiast kiedy samolot startuje, kiedy odrywa się od ziemi, możesz poczuć to specyficzne mrowienie w koniuszkach palców. Możesz poczuć, jak trzepocze Twoje serce - jak ptak uwięziony w klatce z żeber. Nie znasz nikogo. Nie znasz języka. Nie znasz otoczenia. To jest adrenalina.
Po czwarte:
Podróżowanie czyni Cię dojżalszym. Uczysz się, jak sobie poradzić w nowych, czasem ekstremalnych sytuacjach. Uczysz się, jak zdobywać przyjaciół (z którymi za jakiś czas będziesz musiał się pożegnać...), jak zjednywać sobie ludzi. Uczysz się, jak się spakować.
Po pierwszej mojej podróży doszłam do wniosku, że na kilkanaście dni mogę się spakować w bardziej efektywny sposób, niż w dwie walizki (na drugą podobną eskapadę zabrałam już tylko jedną, nie ważyła chyba nawet ośmiu kilo!). Po drugiej, dużo dłuższej przygodzie wiem, że jeśli w ciągu roku czegoś na siebie nie założyłam ani razu, nic się nie zmieni. Nie ważne, jak bardzo będę uwielbiać daną bluzkę - i tak jej nie założę. Może więc spokojnie zostać w domu.
Po piąte:
Podróżując musisz uzbroić się w cierpliwość. Przede wszystkim względem samego siebie i swojej nieporadności. Nikt Cię nie rozumie. Nikt o to nie dba. Zrobienie zakupów, zamówienie posiłku - czynności, które w domu wykonujesz w kilka minut tu trwają wieki.
W Turcji bardzo chciałam upiec szarlotkę. Uwierzcie mi, przeszłam chyba pięć sklepów i już miałam się poddać. Wróciłam zrezygnowana do swojego mieszkania. Na szczęście współlokatorka była na tyle miła, że podpowiedziała, że cynamon to po turecku 'tarcin'. Wyobraźcie sobie, że wybrałam się do kolejnego sklepu, pod blokiem, skierowałam do półki z przyprawami i... znalazłam 'tarcin' bez najmniejszego problemu. Wow.
Po piąte:
Historie. Tak. Kiedy wyjdziesz z domu, już po jednej wyprawie, masz tysiące tak nieprawdopodobnych historii do opowiedzenia, że Twoi znajomi zaczynają Cię podejrzewać o wyolbrzymianie. Ale wszystko, co mówisz, jest prawdą. Te historie są tak piekne i tak niezwykłe, że nie ma najmniejszej potrzeby ich wyolbrzymiać. Sama mam tyle genialnych opowieści... I dopuki nie zaczęłąm podróżować, nie wierzyłam, że zwykłego śmiertelnika mogą takie rzeczy spotkać. Mogą. Nie tylko Cejrowski ma fascynujące życie. Ty też możesz.
Po szóste:
Twoje matematyczne zdolności zaczynają się rozwijać. Głównie dlatego, że w głowie, nawet mimowolnie, ciągle przeliczasz waluty. Ja potrafię już konwertować z euro na dolray, z tureckich lir na złote i właściwie wszystkie dowolne kombinacje tych czterech walut. Tylko z macedońskimi drahmami sobie nie radzę, spędziłam tam zbyt mało czasu a różnica w przelicznikach jest zbyt drastyczna, jak na moje mozliwości.
Po siódme:
Z podróżami jest jak z tatuażami. Jeśli spróbujesz raz, będzie Cię korciło do następnych. Zacznij powoli: pojedź w nowe miejsce, samodzielnie. Może na wakacje? Zacznij od głębokiej wody. Albo utoniesz, albo nauczysz się pływać. W momencie, kiedy najbardziej będziesz chciał wracać do domu, kiedy najbardziej będziesz żałował decyzji, kiedy poczujesz się najsłabszy - znajdziesz siłę. To Twój moment walki lub ucieczki. Jeśli wygrasz, jeśli znajdziesz tę wewnętrzną siłę, będziesz wdzięczny samemu sobie, że podołałeś. I całkiem prawdopodobne, że zapragniesz wpakować się w następną podróż.
Przed pierwszą poważną podróżą, trzymiesięcznymi praktykami w Turcji, wyłam. Wyłam tak przerażona, że w ogóle się w to wszystko wpakowałam. Tak bardzo żałowałam zostawić swoją rzeczywistość, która akurat jak na złość - zaczęła być idealna... Po prawie roku mogę powiedzieć, że to była jedna z lepszych decyzji, jaką w życiu podjęłam.
Ktoś kiedyś powiedział, że podróżujemy, bo albo przed czymś uciekamy, albo za czymś gonimy. Cóż, ja wiem, jakie są moje motywacje. Każdy znajdzie swoje.
fot. znalezione w internecie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz