środa, 29 października 2014

[26.1-.2014] USA, NC, Highlands


Więc są piękne miejsca w Stanach! I kolejny weekend z rzędu udało mi się odpocząć od miejsciego natłoku i rozgardiaszu.

Tym razem wylądowałam w sąsiednim stanie, North Caroilna, z rodziną A. W ogóle to mi się wydaje, że z nimi jestem jakoś bliżej, niż z moimi Hostami. 

Highlands jest piękne, jednak nie udało mi się zrobić żadnych zdjęć w samym miasteczku (może będzie okazja pojechać tam jeszcze raz? to taki ból - jeśli nie sfotografujesz tego natychmiast, to potem możesz  już nie mieć szansy...)

Samo miasteczko jest cudowne, ceny są kosmiczne. To taka górska miejscowość dla tych, którzy mieszkają w Atlancie i mają pieniądze, żeby być fancy. Dokoła piękne góry, widoki zapierające dech, niezbyt dużo ludzi! Dodatkowo jest jesień, ale jesień bardziej złota od naszej polskiej Złotej. Kolory zniewalające! A jakie światło! Miękkie, ciepłe, przyjemne.

I jeszcze więcej wodospadów (:
























I jeszcze kilka z telefonu:







poniedziałek, 27 października 2014

[19.10.14] USA, GA, Cloudland Canyon: Historia

I czasem tak się trafia, że jedna Au Pair poznaje przez przypadek drugą, i jadą razem w przygodę. Zawsze mnie zadziwiało, że niekiedy trzeba wyjechać bardzo daleko, żeby poznać kogoś, kto żył relatywnie blisko.

Tak było i tym razem. Przez przypadek czy może z interwencji psotnego Losu okazało się, że Ania, która pisze Little Fighter trafiła na mojego bloga i kilka dni później już pakowałyśmy się w małą przygodę, dwie godziny samochodem, do Kanionu Cloudland (w ogóle nie wiedziałam, że takie miejsce istnieje, ale jak się mnie ktoś pyta, czy jadę, to zwykle jadę; chyba że mam akurat w planach inną przygodę).


Droga bez stacji benzynowych, z jakże znajomymi, sielskimi, bardzo podobnymi do Polskich, widokami. Nie wiem jak długo się wlokłyśmy za tym Panem...


 Widoki były przednie (:






I wodospady!



Ale zanim znaleźliśmy wodospady, musieliśmy się zgubić... W ogóle to wcale nie było tak łatwo rozszyfrować tę mapę!


Niektórzy byli na tyle odważni, żeby wleźć pod wodospad i ryzykować zakapanie aparatu wodą.







Zdjęć było duuuuuużo! A radocha jeszcze większa!




A obiektyw ciągle tylko jeden...




A podczas przygody można też poznać innych, ciekawych ludzi, którzy znienacka zadecydują dołączyć do wędrówki. Poznajcie Tima, fotografa z Atlanty.


W taki oto sposób zwykła wycieczka przekształca się w quasi-warsztaty.







To był jeden z tych nielicznych dni, kiedy na prawdę lubię być w USA. Bo jest 'fun'. Nie dlatego, że chcę zdobyć certyfikat TESOL czy odłożyć trochę pieniędzy na inne przygody, w innych częściach świata. Po prostu lubię być w USA bo są tu jeszcze fajni ludzie i piękne miejsca.

I zapowiada się, że takich chwil będzie więcej. Po 11 miesiącach wreszcie mi się należy (;

P.S.
Część zdjęć tu zamieszczonych została wykonana przez Anię!