Jakoś tak mi się lepiej nosi amerykańskie ubrania. Są w miarę przyzwoitej jakości, i całkiem tanie, jeśli się trafi na dobre promocje. A to akurat był ostatni gwizdek na poświąteczno-posezonowe wyprzedaże w North Georgia Premium Outlets. Chociaż tak na prawdę to mam wrażenie, jakby tu cały czas były wyprzedaże a co dwa tygodnie wchodziła nowa kolekcja. Ale ja tak na zakupy chodzę - mallów unikam jak diabeł święconej wody, bo wiem, że jak już raz się wybiorę, to będzie ciężko.
Oczywiście Starbucks musiał być po drodze. I chwila dla Instagrama. W drodze do Atlantic Station - innego miejsca zakupowego.
A tu już Atlantic Station i jego kilka uroczych sklepów. W jednym z nich znalazłam fajny sposób na prezentowanie biżu. Tak, to takie moje małe zboczenie, jako osoby, która sama biżu robi (:
I w końcu poszukiwanie jedzenia. Z moimi gluten free fanaberiami. Ania dała się namówić na moją ulubioną pizzerię :D
I w końcu część z upolowanych skarbów: spodnie, sweterek i ziomalska bluza :D
I nie, chociaż raz w życiu nie żałuję, że wydałam na siebie pieniądze (tak mamo, wiem, powinnam oszczędzać). Bo człowiek dobrze ubrany jest weselszy i bardziej pewny siebie. O. choćby tyle z teorii inwestowania. To czego się tu uczę to bycie pewnym siebie i nie przepraszanie za to, że istnieję. Chociaż ciągle podziwiam Amerykanów za to, że kelnerowi potrafią zwrócić uwagę nawet jeśli z ich jadzeniem jest coś nie w porządku, a ja uznałabym to za bardzo mało istotne i nie robiła kłopotów (;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz