wtorek, 1 października 2013

Berlin cz. 1.

Byłam w Berlinie wracając z Turcji.

10 kilo nadbagażu, za który jakimś cudem nie musiałam dopłacać. Chyba tylko dlatego, że leciałam z Pegasus Airlines, turecką linią lotniczą. Z tego co słyszałam, Turcy mają tendencję do zabierania duuuuuuużego bagażu.

Wylądowałam na lotnisku Berlin-Schönefeld. Oczywiście ciągle w jakiś sposób zła i smutna na życie. Zagubiona. Jak dotrzeć Do Seestraße, kiedy nie mam połączenia z internetem, jestem zmęczona a i wielbłąd mógłby nie uciągnąć moich tobołów. W Berlinie miałam problem ze znalezieniem free wi-fi. Nie wiem czemu. O ile Stambuł zdawał się pełny niezabezpieczonych połaczeń, o tyle stolica Niemiec zdawała się być pod tym względem wręcz kompulsyjna.

No nic. Koniec języka za przewodnika, tak?

Wypytując się ludzi dotarłam do znajdującej się niedaleko lotniska stacji S-Bahn, szybkiej kolei miejskiej. I mimo, że lotnisko znajduje się dosyć daleko od centrum, podróż była bardzo szybka i wygodna.

W przejściu podziemnym próbowałam się spytać chłopaka pracującego w takiej typowiej budce z dworcowym jedzeniem (może nie typowej, bo w Berlinie wszystko było jakieś takie czystsze, bardziej zadbane), czy mówi po angielsku. Z dośc buńczuczną miną odparł 'a czy Ty mówisz po niemiecku?'. Niemieckiego uczyłam się przez 9 lat i nie pamiętam z niego nic, ale odruchowo powiedziałam 'um bischen'. Chłopaka wyraźnie to zaskoczyło, jego mina była bezcenna - ten szok. Przez chwile milczał i wyraźnie nie wiedział, co teraz zrobić, ale na szczęście przeszedł na angielski.

Więc dowiedziałąm się, że mam wsiąść do S-Bahnu i dojechać do centrum. Potrzebowałam też biletu. A bilety można kupić w cudownej maszynie, której obsługa z początku mnie przerosła. W ogóle, mozna tam znaleźć polską wersję językową, co zauważyłam mojego ostatniego dnia w Berlinie, zakotwiczyłam się za bardzo na angielskim. 

Ceny jak dla mnie też były oszałamiające. Ponad 7 euro za bilet dzienny. Wow. Ale jak się okazało później, takie bilety to coś fajnego. Można podróżować wszystkimi środkami komunikacji miejskiej i zwędrować cały, wielki Berlin! Przy czym kiedy tak stałam zagubiona przed tą maszyną podszedł do mnie pan.

Taki miły i usmiechnięty.

Wzbudzający zaufanie.

Odsprzedał mi bilet.

A ja głupia go odkupiłam. 

Ech.

Ale. Teraz muszę iść na swój pociąg (wracam z Krakowa) więc historię dokończę innym razem.

(:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz